Dzisiaj chcę Was zaprosić na drugą część kosmetycznych ulubieńców 2015 roku tym razem znajdą się tutaj kosmetyki do makijażu, będzie także o paznokciach :).
Ulubieńcy 2015 roku – kolorówka.
Na pierwszy rzut idą korektory i mam tutaj dwa ulubione. Pierwszy to Estee Lauder 2w 1 Korektor i tusz do rzęs. Jak widzicie jest to produkt 2w1, mamy tu korektor i tusz do rzęs. Ja jednak pragnę wyróżnić korektor bo to on z tej dwójki zdecydowanie się wyróżnia. Tusz był po prostu dobry, ale nie robił efektu wow. Natomiast korektor to już co innego. Ma bardzo ładny jasny, żółtawy kolor. Świetnie sprawdza mi się pod oczy bo doskonale maskuje zmęczenie i ożywia spojrzenie. Wydaje mi się też, że delikatnie rozświetla, a przy tym nie wysusza, ani nie podrażnia delikatnej skóry pod oczami. To jednak nie wszystkie jego zalety, bo korektor jest też idealny jako baza pod cienie. We wrześniu mieliśmy w rodzinie wesele i przy tej okazji robiłam makijaż kilku paniom. Wszystkie potem pytały co zrobiłam, że cienie im się tak pięknie trzymały całą noc, a ja użyłam własnie tego korektora jako bazy.
Drugi to korektor zaczerwienień Lumene i on z kolei świetnie nadaje się do zakrywania niedoskonałości. Jest mocno kryjący przez co pod oczy jest dla mnie za ciężki, za to wszelkie pryszcze, czy przebarwienia zakrywa z łatwością. Mimo zupełnie odmiennych właściwości, oba korektory stanowią zgrany duet i sprawdzają mi sie naprawdę dobrze.
Moje ulubione róże do policzków,to róże Clinique. Posiadam je już od bardzo dawna,co doskonale widać po opakowaniach, ale nie widzę potrzeby, żeby je wymieniać. Mimo upływu czasu mają ładny zapach i nie zmieniły swoich właściwośc, poza tym wydają się nie do zdarcia. Pierwszy kupiłam w standardowej gramaturze 6g w kolorze 108 cupid. Jest to bardzo ładny rożowy kolor nie za mocny, ale też nie za jasny. Wygląda rewelacyjnie zarówno na opalonej jak i bladej skórze.
Drugi to wersja mini w kolorze aglow, czyli delikatnym lekko miedzianym ze złotymi drobinkami. Róże są jedwabiste, trwałe, bardzo łatwo się je nakłada nie robią plam i z powodzeniem możemy budować nimi intensywność koloru.
Bronzer to także produkt, który mam już od co najmniej trzech lat i tak samo jak róże spisuje się nadal świetnie i na razie nie mam potrzeby go wymieniać. Mowa tu o bronzerze Dallas z Benefitu. Właściwie jest to różo bronzer, połączenie przygaszonego różo z chłodnym brązem i delikatnymi drobinkami, które pięknie i nienachalnie rozświetlają skórę. Jest on niesamowicie wydajny i dobrze napigmentowany. W zestawie znajduje się też pędzel, fajny bo prostokątny niestety włosie strasznie z niego wypada.
Rozświetlacz z kolei w porównaniu z poprzednikami to nowość, bo kupiłam go w tamtym roku. Zdecydowałam się na limitowaną kolekcję TT z FM Group i był to naprawdę udany zakup. Rozświetlacz ma beżowo złoty, dość uniwersalny kolor posiada . Zawiera błyszczące mimo to bardzo subtelne drobinki, a położony na skórze tworzy lśniącą tafle. Nadaje się zarówno na dzień jak i na imprezę.
Po rozświetlaczu przyszła pora na palety cieni i najczęściej w poprzednim roku używałam dwóch. Pierwsza to Catrice 040 Never Let Me Go. Paleta ma piękne neutralne kolory w odcieniach kremu, brązu i brzoskwini. Miała piękny jasny bazowy kolor, który niestety skończył się pierwszy.
Kolorowo mi – Paletka Cieni Catrice 040 Never Let Me Go i dzienny makijaż:)
Była to moja ulubiona paleta, dopóki nie kupiłam Palety 32 Cieni Makeup Revolution Ultra Eyeshadows Flawless. Używam jej praktycznie przy każdym makijażu. Kolory są bardzo fajne, kilka matowych, kilka satynowych i kilka mocno błyszczących. Cienie są dobrze napigmentowane, oprócz czarnego koloru nie obsypują się jakoś szczególnie. Jedynie z opakowania bardzo szybko starły mi się napisy przez to, że mocno się brudzi i co chwila muszę ją wycierać. Zresztą obejrzyjcie ją sami i powiedzcie czyż nie jest piękna?
Paleta 32 Cieni Makeup Revolution Ultra Eyeshadows Flawless- Prezentacja i pierwsze wrażenia.
Skoro jesteśmy przy oczach to chcę pokazać Wam dwie maskary, które bardzo polubiłam.
Pierwsza to L’oreal Volume Million Lashes So Couture. Tusz ma praktycznie same zalety, prosta silikonowa szczoteczka, ładny czekoladowy zapach. Już jedna warstwa wystarczała aby rzęsy wyglądały dobrze, natomiast dla mocniejszego efektu wystarczyło nałożyć dwie warstwy i imprezowy look gotowy. Tusz nie obsypywał się i nie kruszył, trzymał się cały dzień. był też bardzo wydajny.
Drugi to kupiony na szybko i dość przypadkowo tusz Eveline Volumix Fiberlast. Chciałam kupić chwaloną złotą wersję, ale akurat jej nie było więc wziełam srebrną i używam jej cały czas od początku września. Kosztowała mnie ok 14 zł i za taką niewielką cenę dostajemy naprawdę dobry tusz. Może nie otrzymamy przy jej pomocy spektakularnego efektu ale do zwykłego codziennego makijażu nadaje się świetnie. Ładnie rozdziela i nie skleja rzęs, dobrze wydłuża, nie rozmazuje się i nie kruszy. czego chcieć więcej.
Na koniec podkład. Nieco trudny, nieidealny i nie przeznaczony do mojego typu cery. Mimo tego go polubiłam, a mowa dokładnie o podkładzie Paese Long Cover Fluid do cery suchej i normalnej.
Podkład należy do tych mocniej kryjących, a nakładając go trzeba uważać, bo wystarczy chwila nieuwagi i ciut produktu za dużo i podkład niestety będzie na twarzy widoczny. Jednak jeśli nakładamy go oszczędnie ładnie wyrównuje koloryt skóry, zakrywa większość niedoskonałości. Jako że nie zawiera wody świetnie nadaje się na zimę, na lato byłby dla mnie pewnie za ciężki. Ma jasny beżowy kolor i z kolorami muszę Wam powiedzieć, że miałam kłopot przy wyborze bo w podkładzie przeznaczonym do mojego typu cery nie było dla mnie odpowiedniego ocienia, wszystkie wpadały w różowe tony, które są absolutnie nie dla mnie.
Zostawia lekko mokre wykończenie i konieczne jest przypudrowanie, a jeśli już o tym mowa to możemy przejść do drugiego ulubieńca tej firmy, czyli Pudru Bambusowego z Jedwabiem. W duecie z podkładem sprawdza się on rewelacyjnie. Ładnie matuje skórę, nie bieli jej, nie tworzy maski. W zestawieniu ze sobą jestem z tych dwóch produktów naprawdę zadowolona.
Na koniec jeszcze paznokcie i tu na pewno nie będzie dużej niespodzianki jeśli powiem, że w poprzednim roku największym moim odkryciem były hybrydy. Nosiłam je bardzo chętnie na wszystkie większe wyjścia, ale także i na codzień. Najbardziej polubiłam hybrydy Semilac bo to one w tamtym roku gościły na moich paznokciach. Są trwałe, u mnie potrafią się trzymać nawet 4 tygodnie, nie odpryskują, a paznokcie zawsze wyglądają na ładne i zadbana.
Semilac Diamond Ring- propozycja weselnego manicure dla odważnych 🙂
Semilac 014 dark violet dreams, czyli manicure w kolorach jesieni 🙂
Bardzo jestem ciekawa czy znacie i używacie któregoś z moich ulubieńców, pochwalcie się proszę Waszymi ulubionymi kosmetykami kolorowymi :).