O Makeup Revolution ostatnio, aż huczy w internecie. Postanowiłam, więc i ja sprawdzić o co tyle szumu. Byłam bardzo ciekawa, czy kosmetyki kolorowe w tak nie wygórowanych cenach będą rzeczywiście fajne. Na początek zdecydowałam się na paletę cieni Flawless, bo znajdziemy tutaj bardzo neutralne kolory. Brązy, beże, piękne złoto, nieco różu i bordo, zgniłą zieleń, granat i czarny. Od jaśniutkich do bardzo ciemnych, są tu zarówno cienie matowe, błyszczące, jak i brokatowe. Myślę, że paleta będzie świetna zarówno do makijażu dziennego jak i wieczorowego.
W środku natomiast znajdziemy duże lusterko i 32 piękne cienie:
Cienie tak jak wspomniałam są jasne :
i ciemne:
Jestem pod wrażeniem ich pigmentacji, żeby Wam ją pokazać zrobiłam swoche. Cienie są nałożone na skórze bez bazy. Nakładałam po kolei, rzędami od lewej do prawej strony.
Rząd pierwszy od cienia Paper ( jest najmniej widoczny, to jedyny taki słaby cień w palecie:)
Rząd drugi od cienia Almost there:
Rząd trzeci od cienia Smudge:
Mamy tu dwa czarne cienie, jeden matowy, a drugi z drobinkami, jeśli nałożymy je na mokro, to świetnie sprawdzą się do zrobienia kresek.
Nie mogłam się doczekać żeby Wam pokazać tę paletkę, zrobiłam zdjęcia już wczoraj, ale wszystkie mi się skasowały!. Na szczęście dzisiaj już wszystko poszło w miarę sprawnie.
Paletka kosztowała mnie w sumie 45 zł i wygląda na to, że było warto. Bardzo jestem ciekawa czy mieliście do czynienia z kosmetykami Makeup Revolution i waszych wrażeń na ich temat. Chętnie skusiłabym się na coś jeszcze:).
Zostawiam Was ze zdjęciami, a sama lecę robić makijaż :).