Kolorowo mi :) czyli Tint Gloss Super Stay 10 H od Maybelline.

Obiecałam Wam, że na blogu będzie więcej kosmetyków kolorowych i postaram się żeby tak było. Dlatego postanowiłam wprowadzić na blogu nową serię „Kolorowo mi „, w której będę Wam opowiadać o moich codziennych i niecodziennych skarbach do makijażu. Mam jednak problem ze zrobieniem zdjęć, bo zdaje sobie sprawę że najlepiej by było pokazać jak dany produkt wygląda na buzi. Niestety zdjęcia robię sobie sama w dodatku lustrzanką, więc praktycznie na ślepo i nie zawsze wychodzą takie, które można pokazać ludziom :). Moja cera też pozostawia wiele do życzenia, ale to już historia na osobną notkę. Dzisiaj chcę  Wam pokazać Tint Gloss Super Stay 10 H od Maybelline.

Co obiecuje producent :
Długotrwały, nowy zmysłowy efekt i nowy sposób aplikacji – oto zupełnie nowy świat w kategorii długotrwałego efektu na ustach. Ekskluzywny Super Stay 10H Tint Gloss oferuje trwałość flamastra do ust oraz wyjątkowy połysk błyszczyku, aby zapewnić efekt, jakiego do tej pory nie było przez 10 godzin!
Moja opinia:
Muszę przyznać, że Tint dostałam już jakiś czas temu, użyłam parę razy, ale tylko kiedy byłam akurat w domu i nie musiałam wychodzić. Powodem tego jest kolor błyszczyka – piękna, ale mocna czerwień do której nie jestem przyzwyczajona. Zawsze wydawało mi się, że mam zbyt wąskie usta, żebym mogła je malować na ciemniejsze i bardziej wyraziste kolory. Jednak ostatnio pomyślałam, że raz się żyje i w sumie czemu nie i tak oto Tint Maybelline wrócił do łask.Tint nakłada się dość łatwo, ma bardzo fajny aplikator w kształcie serduszka. Wiadomo, że przy ciemniejszych kolorach, trzeba produkt nakładać bardziej precyzyjnie, ale przy pomocy tego aplikatora udaje się to bez większego problemu. Trzeba jednak uważać i starać się nie wyjeżdżać poza kontur ust. bo zetrzeć błyszczyk nie jest łatwo i kontury mogą się rozmazywać. Zaraz po nałożeniu usta są jakby mokre i błyszczące, ale po chwili produkt zasycha, a im dłużej mam go na ustach staje się mniej błyszczący.

 

Na opakowaniu nie mogę znaleźć nazwy koloru, który posiadam, ale z tego co sprawdziłam w internecie to musi być malinowa czerwień nr 190 Forever Berry. 

Zaraz po nałożeniu czuć go na ustach jednak kiedy już wyschnie całkowicie można o nim zapomnieć, bo jakby wtapia się w skórę i znika, kolor natomiast zostaje. Oczywiście obietnice producenta o 10 godzinnej trwałości są przesadzone, ale produkt trzyma się na ustach całkiem dzielnie. Nie szkodzi mu nawet wypicie filiżanki kawy, jednak w trakcie jedzenia wyraźnie znika. Pachnie dość przyjemnie, jabłkowymi landrynkami, za to smak ma taki sobie. Zaraz po nałożeniu na usta czuć delikatne mrowienie.

Moim zdaniem prezentuje się całkiem przyjemnie nawet na moich niezbyt wydatnych ustach. Oceńcie sami :

Pojemność 10,5ml. Cena ok 29zł.

I jak Wam się podoba? Ujdzie taki intensywny kolor na moich ustach, czy raczej sobie darować?

Tak jak już wspomniałam na początku tym postem rozpoczynam nową serię na blogu Kolorowo mi :), w najbliższym czasie raz w tygodniu będzie się pojawiał post opowiadający o moich kolorowych kosmetykach. Wychodzi na to, że będzie to co wtorek. Mam nadzieję, że seria się Wam spodoba.