Z czym ten krem ? Ze śluzem ślimaka? Fuj! Jak to nakładać na twarz? To najczęstsze reakcje koleżanek na wieść o tym jaki krem tym razem kupiłam. Mnie natomiast ten składnik bardzo ciekawił, bo wiele czytałam o jego wspaniałym wpływie na trądzik, przebarwienia i ogólną poprawę stanu skóry. Zdecydowałam się na Krem ze śluzem ślimaka Sanbios i jeśli jesteście ciekawi jak się sprawdził czytajcie dalej.
Wszystkich, którzy sobie nie wyobrażają jak takie obrzydlistwo nakładać na twarz producent na swojej stronie zapewnia, że w kremie nie jest użyty śluz ślimaka jaki znamy. Nie ma w nim też żadnych części ślimaka, ogólnie wszystkie ślimaki żyją i mają się dobrze. W kremie mamy natomiast uzyskany w laboratorium polyhelixan, który jest substancją mającą właściwości rozjaśniające.
Krem ze śluzem ślimaka Sanbios jak zapewnia producent działa trójetapowo:
- odżywczo, ujędrniająco i uelastyczniająco, a więc także przeciwzmarszczkowo, zwiększa zawartość wody w naskórku;
- wyrównuje koloryt skóry, wspomagając rozjaśnianie plam pigmentacyjnych, blizn pooperacyjnych i innych przebarwień;
- dzięki zawartości w kremie alfahydroksykwasów powoduje on delikatny peeling usuwając martwe komórki naskórka, co ułatwia dostęp odżywczym składnikom do głębszych warstw skóry.
Polecany jest do każdego rodzaju cery zarówno na dzień jak i na noc. I potwierdzam, że krem w wersji na noc spokojnie sprawdzi się nawet do tłustej cery i ja tak go najczęściej stosowałam/ Nadaje się też pod makijaż, ale przy cerze tłustej raczej w chłodniejsze dni. Sam krem ma lekką konsystencję i jest biały, ale jest to krem odżywczy i moim zdaniem bardzo treściwy.
Nic dziwnego bo w jego składzie znajdziemy także olej z avocado, oliwa z oliwek, olej z pestek winogron. Kremik zawiera też kwas kojowy znany z właściwości rozjaśniających oraz kompleks ziołowy Herbal Vinegar.
Krem znajduje się w estetycznym plastikowym słoiczku, ma bardzo przyjemny zapach, zawartość była zabezpieczona sreberkiem. Tak jak wspominałam jest treściwy, ale rozsmarowuje się i wchłania bardzo szybko. Nie czuć go na skórze, nie klei się i nie pozostawia żadnego filmu.
Krem bardzo fajnie nawilża, koi i łagodzi cerę, miałam wrażenia że moja skóra go wręcz pije. Mam cerę mieszaną z tendencją do tłustej i w dodatku trądzikową. To właśnie przez te właściwości antytrądzikowe miałam największą ochotę na krem ze śluzem ślimaka, chociaż akurat Sanbios o nich nie wspomina. Stosowałam go kiedy moja skóra miała naprawdę kiepski okres i o ile krem spisywał się bardzo fajnie, o tyle na trądzik raczej u mnie nie działał. Tak mi się przynajmniej wydawało, jednak kiedy opakowanie dobija dna, widzę, że coś jednak się zmieniło i moja skóra wygląda lepiej. Jest bardziej gładka, delikatnie rozjaśniona i zdecydowanie mniej pryszczata. Moje przebarwienia są dość mocne i nie łatwo je usunąć, ale skóra się trochę ujednoliciła. Krem uważam za dość wydajny starczył mi na ok 1,5 miesiąca. Używałam go także na szyję i na dekolt.
Wrzucę Wam zdjęcia przed i po, ale jak ktoś nie ma mocnych nerwów niech nie ogląda:
Po lewej stronie zdjęcia są robione przed zastosowaniem kremu, te po prawej po ponad miesiącu używania. Myślę, że przy dłuższym stosowaniu były by jeszcze lepsze. Na razie ze względu na to, że jest gorąco, a krem jest treściwy zrobię sobie od niego przerwę, ale z pewnością kupię go ponownie jesienią.
W sklepie zielarskim kosztował mnie ok 45 zł ale można go znaleźć znacznie taniej:
Bardzo jestem ciekawa, czy mielibyście ochotę na taki krem? czy jednak ten śluz ślimaka jest nie do przejścia?