Matowa pomadka to niezbyt często używany przeze mnie kosmetyk, no chyba że trafi mi się jakaś wyjątkowo fajna. Piękny kolor, ciekawa formuła i niewysuszanie ust, to zdecydowanie cechy bardzo pożądane. Isadora matowa pomadka w płynie spełnia wszystkie te oczekiwanie i śmiało mogę powiedzieć, że jest to moja ulubiona i najchętniej używana przeze mnie w ostatnim czasie pomadka.
Kolor
Nie ukrywam, że od pierwszego momentu pomadka Isadory urzekła mnie przede wszystkim kolorem. To zdecydowanie mój odcień, w którym wyglądam i czuję się rewelacyjnie. Jest to połączenie brudnego różu z odrobiną fioletu i szarości. Chłodny i bardzo elegancki. Taki nadziak tylko ciut bardziej intensywny. Moim zdaniem jest to idealna pomadka nie tylko na co dzień, ale jak dla mnie to i na imprezę świetnie się nada. Już sam kolor robi całą robotę. Jeszcze jakby tak mieć go na czym pokazać, ale nawet na moich mizernych ustach wygląda bardzo fajnie.
W żaden sposób nie jest to odcień krzykliwy, bo w takich ja niestety nie czuję się najlepiej, ale i tak zwraca na siebie uwagę.
Opakowanie
Pomadka ma ładne opakowanie i świetny aplikator. Jest delikatnie ścięty i precyzyjny, a przy okazji tak łatwy w użyciu, że można się pomalować i bez lusterka.
Formuła i trwałość
Formuła pomadki jest płynna, ale nie tak znowu oczywista. Dla mnie to taki delikatny mus, który bez problemu rozprowadza się na ustach. Nie jest jednak tak, jak w większości pomadek, które po chwili zasychają na tępy mat i ściągają usta. Zaraz po nałożeniu wygląda w sumie jak błyszczyk i można ją łatwo zetrzeć, jednak po czasie zastyga i staje się bardziej odporna. O ile w początkowej fazie odbija się na kubku z kawą, to później już zdecydowanie nie. Jak dla mnie jest całkiem trwała, a jak już schodzi z ust, to robi to równomiernie. Jestem naprawdę ogromnie z niej zadowolona. Tym bardziej że nie masakruje mi ust. Po kilku godzinach noszenia wymagają one oczywiście nawilżenia, ale wystarczy wtedy pomadka ochronna i wszystko wraca do normy. Zdecydowanie polecam Wam zarówno samą pomadkę, jak i kolor 11 cool mauve. Właśnie zajrzałam do mojej szuflady z kosmetykami i odkryłam, tam tak na szybko 6 pomadek w takim odcieniu. Może nie są identyczne, ale bardzo bardzo podobne i to jest dowód na to, że naprawdę lubię taki kolor. Jeśli zaglądacie na mój Instagram, to na pewno w najbliższym czasie je Wam tam pokaże.
Tymczasem rzućcie okiem jak pomadka prezentuje się na moich ustach.
Dajcie koniecznie znać, jak Wam się podoba taki kolor. Zajrzyjcie do swoich kosmetyczek i powiedzcie mi, czy każda pomadka jaką macie jest w zupełnie innym kolorze, czy tak jak ja macie kilka podobnych?
🙂
Pięknie Ci w niej!
Dziękuje 🙂 bardzo dobrze się w niej czuję 🙂
Kolor bardzo w moim stylu! 😀
W moim też i to tak bardzo że mam kilka takich tylko firmy różne 😀
ładny kolor. mi matowe pomadki bardzo wysuszają usta
A to chyba każdemu, ale te nie wysuszają drastycznie 🙂
ja mam kilka podobnych i wszystkie są głównie w odcieniach różu;)
hahah u mnie brudny róż 🙂
Poniewaz kazda pomadke predzej czy pozniej zjem to stawiam tylko na te naturalne chociaz kolor tej tutaj jest naprawde kuszacy..
Ten kolor może nie jest idealnie nudziakowy ale jest bardzo naturalny 🙂
Piękny odcień, bardzo takie lubię! 🙂
agnesssja.blogspot.com
Ja też pewnie dlatego mam aż 6 😀
Kasia, a taką fajną i wyrazistą czerwoną to jakiej marki polecasz? 🙂
Słuchaj a próbowałaś Bell? Ja nie jestem wielbicielką czerwonych pomadek i nawet jak mi się jakaś trafi to od razu oddaje 😀 bo ja nie mam ust do takiego koloru. Ale Monika Żurnalistka to specjalistka od czerwieni 🙂 rzuć okiem do niej na bloga i o Bell też pisze https://www.zurnalistka.pl/2017/04/co-warto-kupic-z-bell-moj-wybor.html
Nic nie próbowałam, bo żadnej nie mam, ale kcem mieć. Dziękuję za polecenie 🙂
Bardzo ładny kolorek – takie lubię 🙂