Może tego nie wiecie, ale kiedyś byłam zapaloną naturomaniaczką. W mojej lodówce było pełno olejków, hydrolatów i własnoręcznie robionych maseczek. Trwało to kilka lat i w sumie nie pamiętam teraz czemu od tego odeszłam. Pewnie to przez mój ciągły przymus szukania kosmetyku idealnego, sprawdzania nowości i szukania ciągle czegoś lepszego. Ostatnio najczęściej w mojej pielęgnacji goszczą dermokosmetyki, ale do kosmetyków naturalnych mam sentyment i wracam do nich z przyjemnością. Dzisiaj chcę Wam przedstawić kosmetyki naturalne
które testowałam przez ostatnie tygodnie. Jeśli jesteście więc ciekawi, czy wniosły coś nowego w pielęgnację mojej dojrzałej, ale tłustej i trądzikowej skóry, zapraszam Was do czytania i oglądania.
Botanique prezentuje nowatorskie podejście do kosmetyków. Do ich tworzenia wykorzystywane są i tradycyjne ziołolecznictwo, ale także fizyka kwantowa, biologia molekularna, czy chemia organiczna. Firma ma za cel edukować ludzi na tematy związane ze zdrowiem i urodą. Pomagać im podejmować świadome decyzje. Przy okazji oferują, także wysokiej jakości naturalne kosmetyki i suplementy diety
W śród ciekawej oferty kosmetyków Botanique wybrałam sobie trzy produkty.
Botanique kosmetyki naturalne.
Naturalna gąbka do mycia twarzy konjak.
Już nie raz rzuciła mi się w oczy i byłam jej niezwykle ciekawa, ale jakoś do tej pory nie miałam okazji wypróbować. Jest to gąbka wykonana z korzenia azjatyckiego drzewa w 100% naturalna. Zawiera również naturalny środek myjący myjący właściwości nawilżające. Można jej używać do każdego rodzaju cery, nawet do cery problematycznej, trądzikowej. Jest bardzo delikatna nie podrażnia więc nawet wrażliwej skóry. Pobudza krążenie i zapobiega zanieczyszczaniu się skóry.
Od razu po wyjęciu z opakowania gąbka jest bardzo twarda i żeby można było jej użyć trzeba namoczyć ją w wodzie. Wtedy pęcznieje i robi się bardzo przyjemna i mięciutka. Jest bardzo delikatna. Mimo tego, że jest dość gładka to ładnie masuje i oczyszcza skórę. Używałam wcześniej takich zwykłych gąbek do mycia twarzy, ale ta jest moim zdaniem lepsza. Rzeczywiście widzę różnicę w stanie skóry.
Gąbki konjak są także rekomendowane do zmywania makijażu, jednak moim zdaniem nie do końca sobie z tym radzą. Pewnie udało by się nią zmyć lekki makijaż twarzy, natomiast do demakijażu oczu kompletnie się nie nadaje, tylko rozmazuje tusz. Sprawdziłam to w sumie w celach testowych, bo oczy zmywam albo płynem micelarnym albo specjalnym preparatem, więc mnie to zupełnie nie przeszkadza. Kiedy namoczymy gąbkę w wodzie czuć, że jest nasączona środkiem myjącym, jest to coś w rodzaju przezroczystej galaretki. Środek ten ma nawilżać skórę, nie spodziewajcie się jednak, że sama gąbka wystarczy i nie będzie trzeba użyć już toniku i kremu.
Z tego co doczytałam gąbkę konjak można używać samą lub z żelem do mycia buzi i ja tak właśnie robię. Chociaż do tej pory najczęściej używam jej samej, wcześniej jednak zawsze zmywam twarz np płynem micelarnym i żelem. Gąbka jest ostatnim krokiem w moim trzy stopniowym oczyszczaniu skóry.
Bardzo przydatny jest też dołączony do gąbki sznureczek, bo dzięki niemu możemy ją powiesić, żeby wyschła. Po każdym użyciu trzeba gąbkę dokładnie wypłukać, a co jakiś czas można nawet wyprać w temperaturze do 50 stopni w delikatnych środkach piorących bez użycia płynu do zmiękczania. Z gąbką konjak bardzo się polubiłam bo używanie jej jest niezwykle relaksujące i przyjemne, poza tym mam wrażenie, że taki dodatkowy masaż ma dobroczynny wpływ na moją skórę.
Głęboko oczyszczający inteligentny żel do peelingu skóry twarzy, szyi i dekoltu.
Ten żel od razu wpadł mi w oko kiedy przeglądałam ofertę sklepu. Chciało mi się peelingu, który będzie delikatny, a jednocześnie skuteczny. Żebym go mogła używać nawet jeśli moja skóra ma gorsze dni i pojawiają się na niej zmiany trądzikowe. Żel peelingujący Botanique zawiera ekstrakty z jabłek, trzciny cukrowej, pomarańczy, cytryny, klonu cukrowego oraz z liści czarnej borówki, brzmi fajnie przyznajcie sami. Jest przeznaczony do każdego rodzaju skóry, a producent obiecuje nam złuszczanie i usunięcie martwego naskórna, a także głębokie oczyszczenie porów. Do tej pory lubiłam mocne zdzieraki i szczerze mówiąc nie wyobrażałam sobie, że peeling bez mnóstwa szorstkich drobinek będzie w stanie oczyścić moją skórę. Teraz już wiem, że bardzo się myliłam. Żel Botanique pokochałam od pierwszego wejrzenia, a raczej użycia. Ma żelową lekką konsystencję i mleczny kolor.
Pachnie bardzo ładnie i przyjemnie owocami, nawet w trakcie masażu nie czuć w nim chemicznych nut. Na skórze nie ziębi, nie grzeje ani nie piecze jak to czasem bywa na przykład z peelingami kwasowymi. Producent zaleca aby nanieść go w niewielkiej ilości na oczyszczoną twarz, masować skórę przez minutę a potem spłukać wodą. W trakcie masażu na skórze tworzą się takie jakby wiórki. Domyślam się, że to żel połączony z martwym naskórkiem. Jego używanie jest tak przyjemne, że na początku stosowałam żel prawie codziennie. Moja skóra była jednak wtedy w kiepskim stanie szara, zanieczyszczona; z zamkniętymi zaskórnikami na brodzie. Po kilku użyciach skóra zaczęła się oczyszczać i wszystko zaczęło wychodzić na wierzch. Wysyp nie trwał jednak długo. W tej chwili po kilku tygodniach używania tego peelingu, moja skóra jest rozjaśniona, oczyszczona, zamknięte zaskórniki praktycznie zniknęły, a pory na nosie są mniej widoczne i oczyszczone. Jestem zachwycona tym kosmetykiem i śmiało mogę stwierdzić, że lubię go najbardziej z całej trójki.
Olej Tamanu.
To olej pozyskiwany z owoców polinezyjskiego drzewa Tamanu. Zaliczany jest do olejów o wysokiej zawartości nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT) niezbędnych do utrzymania zdrowej i odpowiednio nawilżonej skóry. Zawiera kwas olejowy (ok. 49%), linolowy (ok. 21%), palmitynowy (ok. 14%), stearynowy (ok. 12-13%), linolenowy (ok. 0,28%). Przeznaczony przede wszystkim do skóry tłustej, trądzikowej, zanieczyszczonej, a także do redukcji blizn potrądzikowych. Czyli dedykowany specjalnie dla mnie. Sprawdzi się także do cery przesuszonej, w profilaktyce przeciwstarzeniowej, można go używać do pielęgnacji rąk i paznokci. Ma też właściwości przeciw zapalne i przyspieszające gojenie.
Lista jego zalet jest bardzo długa, wystarczy że klikniecie w nazwę i będziecie mogli przeczytać jeszcze więcej o jego właściwościach. Ja natomiast skupię się na tym jak olejek sprawdził się u mnie.
Zacznę od tego, nie jest to moje pierwsze spotkanie z olejem Tamanu, używałam go już w okresie mojej fascynacji kosmetykami naturalnymi i dobrze wspominam jego wpływ na moją skórę. Olej jak to olej jest tłusty, ale wchłania się w skórę bez większego problemy, szczególnie jeśli wymieszamy go z żelem hialuronowym lub żelem aloesowym. Jednak najczęściej używałam go po prostu samego. Olejek dostajemy w butelce z ciemnego szkła, to bardzo ważne bo możemy mieć pewność, że nie traci swoich właściwości. Dozujemy go za pomocą pipety, ma lekko herbaciany kolor i specyficzny zapach najbardziej przypominający selera.
Nakładam go przede wszystkim na miejsca, które tego potrzebują, a od czasu do czasu także na całą twarz. Szczególnie jeśli czuję że moja skóra jest mocniej przesuszona. Zdecydowanie przyspiesza gojenie drobnych ran i zadrapań. U mnie skraca też czas występowania wyprysków, wycisza i koi jeśli uda mi się coś rozdrapać. Przynosił także ulgę córce, która ma problem z pękającym kącikiem ust. Czasem smarowałam nim mocno wysuszone skórki w okół paznokci i też mi pomagał. Moim zdaniem to must have dla osób ze skórą trądzikową.
Podsumowując powrót do kosmetyków naturalnych z firmą Botaniqe uważam za bardzo udany. Przez ostatnie tygodnie używałam sumiennie wszystkich trzech produktów i moja skóra bardzo na tym zyskała. Stała się bardziej rozjaśniona, oczyszczona, wygląda zdrowiej i młodziej. Tak mnie to rozochociło, że dokupiłam jeszcze kilka innych kosmetyków z naturalnym składem i to był niestety błąd. Zmieniłam za dużo i za szybko i moja skóra znowu się zbuntowała. Odstawiłam więc wszystko oprócz kosmetyków Botanique, płynu micelarnego Bioderma i żelu tymiankowego Sylveco i udało mi się opanować kryzys. Przy okazji odkryłam jeszcze jedno zastosowanie żelowego peelingu, otóż świetnie nadaje się jako preparat punktowy na pryszcze. Nie namawiam Was do brania ze mnie przykładu bo każdy ma inną cerę. Moja na takie rzeczy jest dość odporna, trzeba pamiętać że producent zaleca zmyć peeling po minucie. Mnie natomiast nic się nie dzieje nawet jeśli trzymam go na skórze o wiele dłużej.
Jeśli jesteście ciekawi kosmetyków i mielibyście ochotę je wypróbować, to nadarza się ku temu świetna okazja. Czytelnicy bloga glowlifestyle.pl mogą skorzystać z kuponu uprawniającego do 15 % zniżki w sklepie Botanique. Rabat jest waży przez trzy miesiące i w tym czasie można go wykorzystać nieograniczoną ilość razy. Wystarczy w koszyku dodać kod GLOWLIFE15.
Ciekawa jestem, który z opisywanych kosmetyków spodobał się Wam najbardziej, mielibyście na coś ochotę? Mam też pytanie do użytkowników gąbek konjak, jak często je wymieniacie?